Zarejestruj się | Masz już konto? Zaloguj się



Lekarze: zawód się feminizuje
Ogromna większość przyjmowanych na studia medyczne to kobiety. Niebawem zawód lekarza w Polsce sfeminizuje się tak jak zawód nauczyciela: pośród ogromnej rzeszy profesjonalistek pozostaną jedynie rzadkie męskie „rodzynki” . Martwi to... chirurgów.
Wydział Lekarski Uniwersytetu Jagiellońskiego przyjął 75 proc. kobiet. Warszawski UM jeszcze nie policzył, ale w zeszłym roku studentek było 61 proc. W Poznaniu przy 19 kandydatach na miejsce na wydziale lekarsko-dentystycznym 90 proc. punktów z rozszerzonej matury to minimum. - Dziewczyny są pilniejsze, lepiej zdają egzaminy maturalne. Odzwierciedla się to w rekrutacji: 80 proc. przyjętych w tym roku osób to kobiety - mówi rzecznik poznańskiego UM prof. Marek Ruchała.

Część środowiska uważa, że przewaga studentek może mieć niedobre konsekwencje. - Nasze absolwentki rzadziej specjalizują się w chirurgii czy ortopedii. Wybierają dermatologię, psychiatrię, laryngologię, zostają lekarzami rodzinnymi - wylicza prof. Ruchała. - Praca chirurga to bardzo ciężki zawód, wymaga niemałej wytrzymałości fizycznej. Ortopedzi posługują się wiertłami, piłami. Aby nastawić pacjentowi staw, trzeba mieć sporo siły.

Trochę odmienne zdanie ma prof. Wojciech Witkiewicz, były prezes Towarzystwa Chirurgów Polskich, - Triumf święcą techniki małoinwazyjne, coraz więcej przeprowadzamy zabiegów laparoskopowych czy endoskopowych. Operacje są coraz mniej rozległe i krwawe, a narzędzia lepsze. Nikt nie wymaga od operatora takiej siły fizycznej jak w XIX wieku
Studentki narzekają, że to sami nauczyciele zniechęcają je do pracy przy stole operacyjnym. Powtarzają im: "To nie dla żon i matek". Kobiet chirurgów pracuje w Polsce 1500. To 5 proc. lekarzy tej specjalności. Na Zachodzie jest ich nawet 30 proc.

Ministerstwo Zdrowia pytane, czy martwi się o proporcje kobiet i mężczyzn wśród lekarzy, odpowiada, że niczego sztucznie regulować nie należy. - Takie działanie może być uznane za przejaw zakazanej dyskryminacji ze względu na płeć - odpowiada Piotr Olechno, rzecznik resortu. Dodaje, że także wszelkie próby wpływania na wybór specjalizacji mogłyby zostać uznane za przejaw dyskryminacji.
 
Skomentuj ten artykuł:
Zaloguj się aby dodać swój komentarz.
Komentarze do tego artykułu:
mkiedrow 25.10.2010 o 17:12 Interesujące są 2 rzeczy.
1. Czym bardziej zawód się feminizuje, tym bardziej spada jego ranga i prestiż. To niepodważalne. Być może jest tylko asocjacją, a nie związkiem przyczynowo-skutkowym, ale jest niezwykle uderzające. To samo widzieliśmy parę dekad wcześniej z zawodem nauczyciela, sędziego, itp. Osobiście uważam, że jest to czymś więcej niż asocjacją. Parę lat pracy zawodowej nauczyło mnie, że pacjenci naprawdę ciężko chorzy prawie zawsze preferują lekarzy mężczyzn. To dotyczy każdej specjalności bez wyjątku - nawet pediatrii. Rodzice ciężko chorych dzieci preferują mężczyzn, prawie nigdy kobiety! To bardzo znamienne i warto sobie z tego zdać sprawę.
2. Wprawdzie zawód się feminizuje, ale na kluczowych stanowiskach niemal zawsze widzi się mężczyzn. No, może nie zawsze, ale proporcja jest jak 4-5:1. Czy to oznacza, że stoi jakiś facet z pałą i odsiewa miłe Panie z kluczowych stanowisk? Otóż nie. To oznacza tylko, że mężczyźni, choć statystycznie być może nieco gorzej zdają matury (no i co z tego?) i są "nieco mniej pilni" (czyli "mniej kują, więcej myślą"), to jednak prawdopodobnie są statystycznie "nieco zdolniejszymi" lekarzami. Mają większe pokłady decyzyjności, nie boją się podejmowania odpowiedzialności, mają wolę walki i (czasem) ryzyka zdecydowanie większą niż ich koleżanki po fachu, którym ręka drży przy pobraniu zwykłej gazometrii na oddziale internistycznym.

W niektórych specjalnościach faktycznie liczy się też krzepa fizyczna - a ta, obojętne czy to medycyna, czy prawo, czy kopanie rowów - jest większa u Panów niż u Pań (statystycznie oczywiście).

Jaki z tego wniosek? Ano tylko taki, że nie należy się ekscytować pozorami statystyki. Dla wielu osób, którym XX-wieczne przesądy o równości płci (czyli dawaniu chłopcom lalek a dziewczynkom żołnierzyków do zabawy) nie zrobiły wody z mózgu, jest oczywiste, że to mężczyźni lepiej nadają się do zawodu, w którym trzeba podejmować trudne i odpowiedzialne decyzje. Na przykład zawodu lekarza.I to co piszę nie jest przejawem bycia męską, szowinistyczną świnką. Proszę przeczytać uważnie - wyżej i niżej. To tylko druga strona tej samej statystyki - ale tej drugiej strony nikt nie zgłębia, bo to "politycznie niepoprawne". Prawda jest taka, że konkretna Pani, albo konkretny Pan może być albo lekarzem genialnym, albo beznadziejnym. A najczęściej jest po prostu gdzieś pośrodku. Zgodnie z krzywą Gaussa.
ddemel 26.10.2010 o 12:08 Moim zdaniem manipulacja :) "Czym bardziej zawód się feminizuje, tym bardziej spada jego ranga i prestiż. To niepodważalne". - podważalne, bo zakłada przyczynowość feminizacja => spadek prestiżu. Może być przecież odwrotnie: spadek prestiżu => feminizacja na zasadzie "mniej chętnych mężczyzn do zawodu o niskim prestiżu". O ile w ogóle jedno ma bezpośredni związek z drugim a nie poprzez zmienną pośredniczącą, czy równolegle, np. spadek wysokości zarobków => feminizacja <= spadek prestiżu. Zawód lekarski istotnie feminizuje się, jak rozumiem z artykułu, od czasu wprowadzenia naboru na podstawie wyników matur. Lepsze wyniki osiągają kobiety, stąd ich proporcjonalnie większy udział wśród świeżo upieczonych studentów. Nie znaczy to, że "więcej kują mniej myślą". Pewnie znaczy to, że są bardziej pilne. MOże też znaczyć, że są: bardziej przewidujące (szybciej biorą się do nauki w liceum bo wiedzą, że tylko tak zapewnią sobie miejsce na AM), bardziej zdeterminowane, bardziej odpowiedzialne (za swoją karierę chociażby), lepiej zdyscyplinowane, bardziej ciekawe poznawczo....Dla mnie lekarz powinien być odpowiedzialny, zdeterminowany do nauki, ciekawy poznawczo...żadna z tych cech nie wyklucza myślenia i nie jest płciowo zdeterminowana.
Nie znam badań potwierdzających prawdziwość zdania "Parę lat pracy zawodowej nauczyło mnie, że pacjenci naprawdę ciężko chorzy prawie zawsze preferują lekarzy mężczyzn". Osobiście znam ok. 10 kobiet korzystających wyłącznie z porad kobiet lekarzy ginekologów, z przekonania, "że facet i tak nie kuma, jak może boleć badanie czy o co chodzi w porodzie". Być może zależy to od specjalności lekarza. Nie sądzę jednak, żeby wynikało z realnych jego/jej umiejętności -raczej z wszechobecnych stereotypów, np. takich właśnie, że "mężczyzna nie zrozumie rodzącej kobiety" a "kobietom drżą ręce przy pobieraniu gazometrii". Co do ostatniego, ciekawe więc, jak z tym całym pobieraniem radzą sobie pielęgniarki, w większości - kobiety? Znam mężczyzn mdlejących na widok krwi i kobiety zafascynowane wyłącznie zabiegówką. W Polsce faktycznie im wyżej w hierarchii zawodowej, naukowej itd. tym więcej mężczyzn, mniej kobiet. W większości zawodów. Czemu? Może dlatego, że to kobietom przypisuje się odpowiedzialność za rodzinę w sensie "dziecko chore to mama bierze opiekę", "tata ma zarobić na tę rodzinę". W czasie siedzenia w domu kobieta nie ma jak "walczyć o stanowisko", choćby i miała aspiracje. A minister zdrowia jest kobietą :)
I jeszcze o spadku prestiżu zawodu . Pamiętam "aferę dr G". - płci męskiej, "aferę łowców skór" - mężczyzn... NA spadek prestiżu pracują od wielu lat lekarze obojga płci, zawdód feminizuje się od niedawna. Łączenie feminizacji ze spadkiem prestiżu jest moim zdaniem szowinistyczną manipulacja. Nie wiem, czy spada prestiż chirurgów na zachodzie mimo że jest wśród nich 30 proc. kobiet. Nie wiem, czy prestiż chirurgów tam jest niższy niż tu mimo tych proporcji 30 - 5 proc. NIe wiem też, dlaczego właściwie spada prestiż zawodu w PL - dlatego nie ośmieliłabym się łączyć spadku prestiżu z czymkolwiek dopóki nie przeprowadzi się badań tłumaczących przyczyny tego spadku.
Na koniec i na marginesie, miałam w grupie "myślącego kujona płci męskiej" - najwyższa średnia na roku. Facet był niesamowicie pilny i świetnie kojarzył fakty - to się nie wyklucza. Miałam też na roku niemyślących kujonów i kujonki, myślących leni płci obojga..w większości były to osoby ze środka krzywej Gaussa. Pozdrawiam
marlesz7 27.10.2010 o 22:57 No a ostatnio głośno o równouprawnieniu!!! Heh żałosne to wszystko, to niech wprowadzą 50:50 i wszystko będzie w normie. Pozdrawiam